Paweł Falicki
Nie były to sielankowe czasy. W Polsce obumierał komunizm, rząd próbował siłą zmusić społeczeństwo do uległości wprowadzając stan wojenny. Teresa pracowała wtedy w Pracowni Prognostycznej na Politechnice Wrocławskiej. I tam chyba pierwszy raz ją spotkałem. Niepozorna, ruchliwa dama w nieokreślonym wieku, życzliwa, otwarta i pełna chęci niesienia pomocy. Mieliśmy bardzo zbieżne poglądy na politykę i sprawy społeczne. Wkrótce zaczęliśmy wydawać w podziemiu polityczno-ekonomiczny miesięcznik “Replika”. Redakcja była 3-5-osobowa, a Teresa była w niej spiritus movens. Zebrania redakcyjne odbywały się także i w Jej mieszkaniu, przy Stalowej. Oczywiście, cała nasza działalność była wtedy nielegalna i zagrożona karą kilkuletniego więzienia.
Teresa na każde spotkanie redakcji przynosiła kilka nowych tekstów. Bóg wie, skąd je brała! Miała setki kontaktów z ludźmi nauki, sztuki i kultury. Przeprowadzała wywiady nawet z Mirosławem Dzielskim i Stefanem Kisielewskim. Sama pisała krótkie teksty podpisując je pseudonimami “Marta B.” i “Ter”. Pracowicie przepisywała nawet najbardziej nagryzmolone rękopisy na maszynie, sporządzała matryce do powielaczy białkowych, a potem, gdy dostaliśmy z zachodnich “zrzutów” komputer i prawdziwą drukarkę, wykonywała makiety do powielaczy offsetowych. Przygotowywała do druku nie tylko “Replikę”, ale i inne wydawnictwa “Solidarności Walczącej”, zakazane w tym czasie książki, a później “Biuletyn Dolnośląskiego Towarzystwa Gospodarczego”. Jej mieszkanie służyło za redakcję, drukarnię i punkt kolportażu tysięcy egzemplarzy podziemnych wydawnictw.
Kiedy zostałem aresztowany w 1984 roku, Teresa dzielnie – by nie powiedzieć: brawurowo – wydała kolejne numery “Repliki”, próbując oczyścić mnie w ten sposób z możliwego zarzutu kierowania redakcją. To ona koordynowała wtedy wszystkie prace wydawnicze. I to jej zawdzięczam – nie tylko ja, że sieci wydawniczo-kolportażowe wrocławskiego podziemia dobrze funkcjonowały mimo fal aresztowań przeprowadzanych przez Służbę Bezpieczeństwa.
Teresa nigdy nie szukała poklasku. Jej nazwisko nie figuruje wśród znanych opozycjonistów. Można je znaleźć w niewielu specjalistycznych wydawnictwach (np. w wydanej przez PWN w 2002 r. książce “Poza cenzurą”). Ale bez Teresy podziemie Wrocławia lat 80-88 wyglądałoby blado i ubogo. Jej pomoc była nieoceniona. Można śmiało powiedzieć, że Teresa była zasłużoną działaczką antykomunistycznego podziemia Wrocławia.
Od 1986 roku prowadziła sekretariat spółdzielni INEL, którą kierowałem do 1988. Była moim najbliższym współpracownikiem. Pracowała z sercem, z oddaniem, z ogromnym zaangażowaniem w tworzenie zrębów normalnej przedsiębiorczości. I tu – tak jak w redakcji “Repliki” – bez Teresy nie wyobrażałem sobie rozwoju firmy. Była filarem: ciepłym, życzliwym, otwartym na ludzkie troski i serdecznym doradcą.
Wielokrotnie w tych latach odwiedzałem ją ze swoim kilkuletnim synem. Opiekowała się dziećmi-sierotami, starcami, chorymi sąsiadami, psami-znajdami i gołębiami, które sfruwały na jej okno podczas naszych wizyt. Mój obecnie 22-letni syn mówi o Niej do dziś: Ciocia Gołąbek.
Teresa rozdawała wszystko, co mogła rozdać bardziej potrzebującym od siebie. Zabrała na drugą stronę czyste serce i tysiące dobrych uczynków. Jestem przekonany, że Najwyższy po sprawiedliwej ocenie jej ziemskiego życia przytuli Ją bez wahania do Siebie na wieki całym Swoim miłosierdziem.
27 maja 2002, Cmentarz Osobowicki we Wrocławiu